Żuczek Gnojaczek walczy z przeznaczeniem




1. Bardzo ładnie: 3=
Przeczytałam te moje wypociny po pół roku (prawie) i muszę powiedzieć, że zgrabnie napisane. Bezproduktywnie, ale zgrabnie. No bo kto - żesz w mordę! - planuje z góry cały tydzień, do diaska?! Może jakieś wybitne jednostki, może epizodycznie te prawie wybitne. A tu zwykła JA jestem, z moim zmęczeniem, brakiem czasu, bujaniem w chmurach albo lenistwem. Z różnymi ALE. Czego bym nie robiła, wychodzi z tego - z przeproszeniem – KUPA GIGANT. Trzeba to jasno powiedzieć i koniec, mimo, że tak niemodnie.  Czasami czuję się jak ten żuczek gnojaczek toczący z mozołem kulę g… pod górę; kula trzy razy większa ode mnie, a ja co chwilę potykam się i upadam i zgadnijcie, co mi wtedy ląduje na głowie i na pysku… Naprawdę próbowałam planować, jak Babcię kocham! Ale to mnie wykańcza, ja tak nie umiem! Już samo słowo zaczęło na mnie działać jak płachta na byka. Mogę sobie planować, kolorowymi kredkami popodkreślać, cuda, wianki, wodotryski poinstalować, a na koniec i tak wszystko dupa!…

2. Homo chaoticus
Żyję wśród korposzczurów – ba! Sama jestem korposzczurem! – planowanie to nasz chleb powszedni i tym zaczynam ranek. Ale przy końcu czwartej dekady życia zaczyna się do mojej świadomości przedzierać jeden bardzo bolesny fakt: ja jestem osobowością antyplanującą! Ja kocham spontan, uwielbiam reagować ad hoc – wtedy mam najlepsze pomysły i wtedy mój umysł działa jak maszyna. ALE – skoro już pozwoliłam sobie na szczerość – bez planu jestem jednocześnie mało efektywna, bo robię puste przebiegi, o czymś zapomnę albo zrobię coś zbędnego, czyli kawał tzw. dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty.

3. Coś jakby wątły płomyk nadziei?...
Ja nie mogę powiedzieć, że planowanie nie pomaga. Tylko od początku 2017 roku splamiłam się tym więcej niż kilka razy i uchroniło mnie to co najmniej tyle razy przed niepotrzebnymi stresami. O, taki przykład z maja: I Komunia – akurat mi się Młody wziął zakwalifikował.  Na tyle się przejęłam, że zwyczajnie parę tygodni wcześniej myślałam o tym i zaplanowałam jadło, zakupy, zastawę, jakieś kwiatki, nawet ubranie. No ja wiem, nic wielkiego. Ale przy moim braku czasu oraz totalnym braku zdolności wyszło naprawdę nieźle.

4. Ee... nie. Jednak nie. Nadziei brak :)
Chcę natomiast powiedzieć, że planowanie jest tak całkiem wbrew mnie, że jak już się za nie biorę, to konsumuje to bardzo dużo mojej energii. I zgoda: kwestia wyuczenia i praktyki; jednak ja mam już prawie 40-tkę na karku i można powiedzieć, że praca zawodowa od 15 lat wymusza na mnie racjonalne planowanie, a mimo to jakoś wyjątkowo odporna jestem na efekty. Nie żebym się zamierzała poddać, o nie… Pcham tę kulę, nie pytam o drogę – byle do góry. Robię to ze szczerego miłosierdzia dla innych, konkretnie dla najbliższych, aby im ułatwić życie ze mną. 

Ale od czasu do czasu pozwolę sobie trochę pofolgować, nie zaglądam do kalendarza, rzucam w kąt "to-do-lists" działam ad hoc, spontanicznie i reaktywnie i robię TOTALNĄ ROZPIERDUCHĘ wokoło!!!! I nie, wcale nie jest super. Ale to ja jestem po prostu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Spowiedź powszechna

Wychodzenie z postu Ewy Dąbrowskiej

8 typów kierowców - wg skutersyna