Posty

Wyświetlanie postów z 2014

O motywacji

Obraz
Po co to wszystko? Po co ten projekt? Krótkie pytanie, krótka odpowiedź: aby wzbudzić MOTYWACJĘ. Motywacja to takie niepozorne słowo, za to oznaczające coś bardzo, bardzo ważnego. Wciąż za mało w Polsce mówimy o motywacji, a jest ona motorem każdego działania. Wszyscy to wiemy, ale ignorujemy motywację. Tymczasem jej trzeba pomagać, trzeba ją karmić, klepać po ramieniu, pokazywać cel na horyzoncie. Do końca życia będę pamiętać proste słowa mojego nauczyciela fizyki, Ron'a Kahn'a, który wyjaśniał mi, dlaczego uczniowie w tej... nienajlepszej, było nie było, szkole średniej, gdzieś na wschodnim wybrzeżu USA, tak bardzo angażowali się w zajęcia pozalekcyjne: "It's all about motivation. That's it." Przyjęłam to wtedy sceptycznie. Zbyt proste mi się to wydało, tak z brzmienia. Albo się chce mieć dobre oceny albo nie, tyle o motywacji. Bo tak się przyzwyczaiłam w Polsce. Ale w Stanach dzieciaki już w gimnazjum wiedziały, że ich praca dziś równa się ich sukces

Zdrowie w głowie

Obraz
A dziś tak ogólnie - po krótkiej niedyspozycji uderzam w wysokie tony ;) Mózg? Luksus chorowania Miałam napisać, że luksusem z podtytułu nie mogę się cieszyć, niestety. Jednak przemyślawszy temat stwierdzam, że wcale tak źle nie jest. Fakt, że na szybko nie ma mnie kto zastąpić w pracy. Fakt, że w mojej robocie po prostu nie można czegoś przełożyć na później - robota ma być na konkretny termin i nie ma zmiłuj. Jak chcę chorować, to po prostu i zwyczajnie z krótkiego terminu zrobi się termin szalony i w jelicie cienkim mają to, że byłam w niedyspozycji. Ale z drugiej strony dopóki głowa mi pracuje, to mogę pracować choćby z księżyca. Pod warunkiem, że mam łącze. Więc nie ma co narzekać - lepiej docenić to, co się ma, niż zrzędzić, ha ha ha! Cytując za kultowym Monty Python'em " Always look on the bright side of life "! Magia zdrowienia Nie da się zaprzeczyć, że zdrowie psychiczne, czy pozytywne nastawienie mają bardzo duży wpływ na proces zdrowienia. Widziałam

Ech, życie...

Obraz
Paluszek i główka Napiszę krótko: nie udało się dotrzymać tego postanowienia, czyli miesiąc biegania nie jest nim do końca. Po pierwsze, spiętrzyła mi się praca. To, co na rzecz biegania urywałam ze snu, teraz urywam na rzecz pracy. Więcej snu poświęcić nie mogę, bo już i tak nosem się podpieram. Bardzo niedobrze, zwłaszcza że cały ten projekt miał na celu odzyskanie mojego życia prywatnego, jego wyrwanie ze szponów pracy w korporacji. Po drugie, przypałętała się jakaś jelitówka i trochę mnie przeczołgała. Zdarza się. A jednak są postępy Nie mogę powiedzieć, że wszystko stracone, bynajmniej! Zamierzam dalej biegać, co drugi dzień, tym bardziej, że naprawdę to polubiłam. Podczas weekendu majowego przebiegłam prawie 8km, zupełnie nieświadomie, w górach.  Efekt uboczny Ale najdziwniejszy efekt, jaki zaobserwowałam, to nastawienie mojego męża. Mąż ów utrzymuje, że ostatni długi dystans - 1000m - pokonał biegiem w podstawówce. Sport nie jest dla niego tak atrakcyjnym zajęciem, jak

Spowiedź powszechna

Obraz
Spowiedzi powszechnej (choć bardziej do szuflady, póki co) ciąg dalszy. Źródło: http://www.obrazki.jeja.pl/1595,szczera-spowiedz.html Za rękę i do barku... Zgodnie z planem 16 kwietnia zaczęłam biegać. Od tamtego dnia nie biegałam tylko raz, kiedy to nabawiłam się kontuzji… barku. Każdy, kto ma nawet mgliste pojęcie o anatomii, skojarzy sporą odległość barku od kończyn, których zwyczajowo używa się do biegania. Niektórzy lubią uzupełniać kończyny dolne kończynami górnymi, ale ja zapewniam, że tego nie potrafię odkąd nieco zesztywniałam. Nie potrafię i też nie robię, nawet jeśli wychodzę z … barku, np. lokalnego, i nawet jeśli jestem w stanie odwracalnej większej elastyczności. I tym razem również nie używałam do biegania kończyn górnych, które jak wiadomo kończą się – lub zaczynają – obręczą barkową. Otóż w Niedzielę Wielkanocną, jeżdżąc po domu hulajnogą córeczki (a była to konieczna jazda próbna, gdyż córka dopiero co otrzymała ową hulajnogę na swoje 4-te urodziny; m

Pierwsze podsumowanie!

Obraz
4 dni temu minął miesiąc odkąd zaczęłam mój „projekt”. Pomysł był dość spontaniczny, jak większość rzeczy, które robię. Inaczej nigdy nie ujrzałby światła dziennego. Opisałam to w drugim poście – w skrócie chodziło o to, żeby zacząć robić rzeczy, które zawsze chciałam robić, ale jakoś zawsze coś było w poprzek. Po 30 dniach nauki hiszpańskiego wyróżniłam parę sympatycznych zjawisk. Zjawisko 1. Planowanie Po pierwsze, trzeba zaplanować metodę realizacji zadania oraz najoptymalniejszy czas. Po drugie, każdego dnia należy dodatkowo dostosować plan do ewentualnie zmieniających się okoliczności. Truizm, ale poświęcenie kilkunastu minut dziennie na planowanie zaoszczędza mi potem nie tylko paru godzin, ale przede wszystkim adrenaliny i stresu. Zjawisko 2. Lepsza organizacja czasu Lepsza organizacja czasu jest pochodną planowania. Jestem dość aktywna i większość czasu gonię w piętkę – w takim tempie o części spraw nie jestem w stanie pamiętać, a resztę robię na ostatnią chwilę

Nokaut

Obraz
W ostatnim poście obiecałam, że 10 kwietnia zrobię test  hiszpańskiego i butnie spojrzę  prawdzie w oczy. Uczę się hiszpańskiego już ponad 3 tygodnie i mam miłe uczucie, że idzie mi całkiem nieźle, ale potrzebuję obiektywnej oceny. Przygotowanie do wojny Z tego względu dałam po nauce w ciągu ostatnich dwóch dni. Oprócz słuchania lekcji w samochodzie (które - nawiasem mówiąc - zaczynają mi już bokiem wychodzić), zakułam czasowniki jednego wieczoru i przerobiłam ćwiczenia drugiego wieczoru. Tym samym wreszcie pokonałam lekcję, do której próbowałam się zabrać już od kilku dni. Dziś, po powrocie z pracy, załatwiłam sprawy bieżące (prania, jedzenia, podlewania kwiatków i tego typu "must-dos"), następnie sumiennie przerobiłam zestaw ćwiczeń na kręgosłup (również must-do), potem nałożyłam sobie wielką porcję lodów i tak zmotywowana, z czystym umysłem, usiadłam do szybkiej powtórki gramatyki.  Powtórzyłam czasowniki i zrobiłam parę ćwiczeń gramatycznych (tym razem), a kiedy pocz

Ostatni tydzień hiszpańskiego

Obraz
Zostało mi tylko 7 dni codziennej nauki hiszpańskiego. Za mną –  dokładnie 24, w tym [tylko] jeden dzień wagarowicza. Muszę powiedzieć, że jest lepiej niż myślałam. Nauka tego języka sprawia mi dużo przyjemności i mam wrażenie, że przychodzi mi dość lekko. Wprawdzie trudno to ocenić, ponieważ uczę się sama i konwersuję do lustra, ale ćwiczenia robię w miarę poprawnie. W głowie - nieźle. A jak w realu? Ponieważ jednak brakuje mi obiektywnej oceny, wczoraj przyszedł mi do głowy taki niecny plan: a gdybym ustawiła sobie prawdziwy, elegancki, ambitny i wyzywający SMARTny cel? A gdybym tak podeszła do egzaminu państwowego z tego języka? Sprawdziłam na stronie warszawskiego oddziału Instytutu Cervantesa . Skrót "DELE" oznacza Diploma de Español como Lengua Extranjera, czyli Dyplom z Hiszpańskiego jako Języka Obcego. Sesje egzaminacyjne w 2014 roku planowane są na 24 maja (z terminem zapisów do 11 kwietnia) oraz na 22 listopada (z terminem zapisów do 17 października).

Sprawa raz odłożona dalej odkłada się sama

Obraz
Poranna euforia No i stało się. Opuściłam jeden dzień nauki hiszpańskiego. A zaczęło się tak niewinnie! Najpierw zamiast słuchać lekcji hiszpańskiego w aucie włączyłam sobie mózgotrzepa – jakieś chamskie dicho. Piątek był, słoneczko za oknem, powietrze jednak wciąż rześkie (5 stopni było rano), ludzie jakby bardziej uśmiechnięci – jak to w pierwszy wiosenny piątek! Zwyciężył zew pierwotnej natury i poleciały gorące, ciężkie rytmy. Byłby i zimny łokieć, ale przy wspomnianych 5 stopniach skończyłoby się chyba martwicą. W pracy – jak to w pracy – pracowałam. Zaskoczeni? Popołudniowa hipereuforia Przy powrocie całkowicie puściły mi szelki. Proszę sobie przy wyżej opisanym cudnym poranku zmienić temperaturę na 16 stopni. No więc: jadę do domciu, tydzień ładnie zamknięty, wszystko to, co zaplanowałam – wykonane, w mieście korki umiarkowane (hurraoptymistycznie uznałam je za pomijalne), za oknem JASNO, słońce, 16 stopni, WIOSNA, wieczór zaplanowany - muza musi być, bo ciało wesoło

Walczę!

Obraz
Ho ho, łatwo nie jest. Moja konsekwencja poddawana jest ciężkim próbom. Kryzys był wczoraj, w niedzielę (chociaż zdaje się, że od minuty jest wtorek, więc przedwczoraj). Po weekendowych imprezach rodzinnych i powrocie do domu padałam na nos i klimat do nauki był - że się delikatnie wyrażę - niesprzyjający. Ale obowiązek zwyciężył i przerobiłam jedną lekcję z książki, aczkolwiek nie poddałabym się w tym momencie żadnemu testowi na efektywność tej nauki. Mam wrażenie, ze połowę lekcji przyswajałam w stanie alfa - zdałoby się, że idealnie, ale podejrzliwie traktuję obrazy w postaci koni galopujących przez pokój podczas czytania dialogu o Madrycie... No cóż - stan alfa ma, widać, swoje prawa. Na swoją obronę dodam, że zarówno w sobotę jak i w niedzielę sama galopowałam, i to w realu, ponieważ gdybym nie wykorzystała tej cudownej aury, to wiosna mogłaby strzelić focha, obrócić na pięcie i wycofać. I wtedy dopiero miałabym wyrzuty sumienia! Źródło Za to w poniedziałek pojechałam ambit

Besame mucho

Obraz
W ramach urozmaicenia mojej codziennej nauki hiszpańskiego postanowiłam nauczyć się słów piosenki „Besame mucho”. Parę faktów „Besame mucho” skomponowała i w 1940 roku opublikowała meksykańska pieśniarka Consuelo Velasquez. W chwili tworzenia nie miała nawet 20-u lat i – zapytana o źródło inspiracji – miała odpowiedzieć, że cały utwór był produktem jej wyobraźni, bo nie miała jeszcze wtedy żadnych miłosnych uniesień na swoim koncie. Bolero stało się tak popularne, że w 1999 roku zostało uznane za najczęściej wykonywaną i nagrywaną piosenkę meksykańską na świecie.  W sumie nic mi nie mówi to wyróżnienie, równie dobrze można byłoby powiedzieć, że „Ona tańczy dla mnie” została uznana za najczęściej odtwarzaną piosenkę polską na świecie. No ale OK, istnieje jakiś formalny ranking, w którym ta piosenka jest na pierwszym miejscu.  Po wrzuceniu w Google frazy „most popular bolero songs” wyrzuciło mi 10 najpopularniejszych latynoskich boler i pieśni miłosnych, wśród których znalazł

Me gusta aprender español!

Obraz
Pierwszy dzień próby - 30 dni nauki hiszpańskiego! Zacnie przygotowałam się do tego postanowienia. Znalazłam parę stron do nauki hiszpańskiego online - na tym poziomie za darmo! Każdy więc może spróbować i w dodatku mieć z tego przyjemność! Jeden warunek - trzeba znać angielski .  Od czego zacząć? Na początek duolingo.com To świetnie zbudowany serwis, który w urozmaicony sposób przeprowadza przez naukę hiszpańskiego (i nie tylko!). Zaczynamy od bardzo prostych zdań i podstawowego słownictwa, które dla ułatwienia podzielone jest na tematyczne lekcje. Polecam słuchawki, ponieważ do każdego nowego słówka jest podana wymowa, a poza tym jedną z form ćwiczenia jest pisanie ze słuchu. Użytkownik wynagradzany jest za systematyczność oraz czynione postępy specjalną "walutą" tzw. lingotami, które może potem wymienić w serwisie na dodatkowe moduły lekcyjne (np. lekcję o temacie "podryw"). Nie tylko to - za kilka lingotów można też kupić sobie podwojenie posiadanych

Plan-nie-plan

Obraz
W poprzednim poście pisałam, że chcę spróbować kilku rzeczy i przekonać się, czy dam radę oraz czy przynajmniej częściowo ze mną zostaną jako nowe nawyki. Lubię planować, ale niekoniecznie super precyzyjnie, zwłaszcza jak plan jest długoterminowy. W bólach mi się rodzą detale i tyle. Teraz jednak muszę się kopnąć w tył, bo bez planu " Try something new for 30 days " to będzie kolejny kamień u mojej przeciążonej szyi. Więc tak (uwielbiam rozpoczynać zdania od 'więc'): mam listę rzeczy, które chcę wcielić, tylko chcę to zrobić z sensem i - na ile się da - bezboleśnie. Przykładowo: bieganie zaplanuję raczej na lato, kiedy już bardzo rano (lub późnym wieczorem) jest jasno, bo tak ciąć przez ciemność na tym zadupiu się nieco obawiam.  Lista przedstawia się następująco: 1. Nauka hiszpańskiego   16 marca - 15 kwietnia Hiszpański jest ładnym językiem i na początku łatwo "wchodzi", stąd jest wdzięcznym i motywującym tematem do takich wyzwań. W doda

Taki mam plan

Obraz
Życie mi strasznie przyspieszyło. Dziś nie pamiętam, co robiłam wczoraj. Przy kolacji nie pamiętam, co jadłam na śniadanie. Za szybko to wszystko się dzieje, przypadkowo. A do tego jeszcze jest tyle rzeczy, które chciałabym robić, a na które już tego czasu nie starcza, mimo ciągłego pośpiechu: biegać, uczyć się języków, tańczyć, czytać książki, ćwiczyć brzuszki... pisać bloga... Można by tak długo wymieniać. Parę lat temu obejrzałam występ Matt'a Cutts'a w TEDx "Try something new for 30 days". Genialne w swojej prostocie! Trudno wytrwać w rozmaitych postanowieniach, kiedy mają taki kategoryczny wymiar, jak: będę codziennie ćwiczyć, nie będę jeść cukru ani słodyczy, przestaję pić kawę. Każdemu trudno i w dodatku kiedy już się okazuje, że postanowienie nie zostało dotrzymane, każdy czuje się jak szmata lub podobnie. A gdyby nieco złagodzić te cele? Podzielić na krótsze okresy, łatwiejsze do dotrzymania, realne? 30-dniowe? Czy wytrwam w tych postanowieniach? Czy sta