Walczę!

Ho ho, łatwo nie jest. Moja konsekwencja poddawana jest ciężkim próbom. Kryzys był wczoraj, w niedzielę (chociaż zdaje się, że od minuty jest wtorek, więc przedwczoraj). Po weekendowych imprezach rodzinnych i powrocie do domu padałam na nos i klimat do nauki był - że się delikatnie wyrażę - niesprzyjający. Ale obowiązek zwyciężył i przerobiłam jedną lekcję z książki, aczkolwiek nie poddałabym się w tym momencie żadnemu testowi na efektywność tej nauki. Mam wrażenie, ze połowę lekcji przyswajałam w stanie alfa - zdałoby się, że idealnie, ale podejrzliwie traktuję obrazy w postaci koni galopujących przez pokój podczas czytania dialogu o Madrycie... No cóż - stan alfa ma, widać, swoje prawa.
Na swoją obronę dodam, że zarówno w sobotę jak i w niedzielę sama galopowałam, i to w realu, ponieważ gdybym nie wykorzystała tej cudownej aury, to wiosna mogłaby strzelić focha, obrócić na pięcie i wycofać. I wtedy dopiero miałabym wyrzuty sumienia!
Źródło

Za to w poniedziałek pojechałam ambitnie - dotarłam wreszcie do 8 poziomu na duolingo.com. I dodatkowo przerobiłam idiomy! Było podwójnie trudno, a raczej podwójnie korzystnie, ponieważ oprócz przysłów i idiomów hiszpańskich nauczyłam się ich odpowiedników angielskich :) 



Jest dobrze!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nokaut

Spowiedź powszechna

Ostatni tydzień hiszpańskiego