Pozytyw 1: "To jest bardzo ładna Pani..."
Żródło: Firma New Garner
Komunikacja miejska … - temat rzeka. Prawdziwe wyzwanie, jeśli chce się tam znaleźć pozytywy, ha ha. Ale trochę ich jest. Np. obserwacja ludzi - bardzo różnych ludzi, bo w Polsce w autobusie komunikacji miejskiej można spotkać przedstawicieli wszelkich zawodów i klas społecznych – może dostarczyć również pozytywnych wrażeń.
Parę dni
temu, jeszcze przed falą 37-stopniowych „afrykańskich” upałów, siedziałam (to
wielki pozytyw, tak przy okazji) jak zwykle zatopiona w lekturze, i - pomimo
mojego ograniczonego kontaktu z rzeczywistością - nie mogłam nie zauważyć
wyraźnie chwiejącego się pana, który wszedł do autobusu, przywitał się głośnym „Dzień dobry”, po którym uroczo
zaczkał, a następnie ustabilizował z pomocą poręczy. Pan wyglądał na jakieś 55 - 60 lat, reprezentował jednak wersję
krzepką i w sile wieku. Ubrany był czysto i porządnie oraz – co pozytywnie mnie
zaskoczyło – nie posiadał atrybutów, które posiadali inni panowie w podobnym
wieku, jadący razem z nami autobusem: nie miał ani wielkiego brzucha, ani
mistrzowsko praktycznej kamizelki gajowego z 11-oma kieszeniami, ani żadnej reklamówki.
Miał wprawdzie wąsy, a nawet bródkę, ale obydwa zarosty były wyraźnie pod kontrolą, przystrzyżone jak angielski trawnik, bez żadnych wiszących elementów
pozostałych jeszcze z pory śniadania, jak to czasem można spotkać u wąsaczy. Pan
nie był więc stereotypowym Januszem (przepraszam wszystkich Januszów, zwłaszcza
moich kolegów, którzy są absolutnie niestereotypowi i nieprzeciętni). Był
raczej Andrzejem, Markiem, Tomaszem – bardziej w tym kierunku. Po ekspresowej
aklimatyzacji, pan – nazwijmy go Marek - zatoczył wzrokiem po najbliższych
współpasażerach, jakby szukając ofiary, po czym
najwyraźniej wybrał, bo nachylił się poufale do siedzącego przede mną, po
skosie, chłopaka, tak ok. 20-letniego.
- To jest
brdzo ładna Pani… - powiedział prowokacyjnie, wskazując na… no właśnie, nie na
mnie, ale blisko, bo na dziewczynę siedzącą obok mnie. Bardzo atrakcyjną,
trzeba przyznać – i również ten fakt jest wart odnotowania jako pozytywny
element podróżowania autobusem miejskim.
Chłopak
zaśmiał się nieśmiało, trochę nerwowo, głównie do swoich kolan, które bardzo
uważnie oglądał od jakiegoś czasu - tak samo uważnie, jak uważnie ja czytałam
moją książkę.
- Jakbym był
trochę modszy, to bym chętnie z tą Panią nawiązał kontakt. – kontynuował pan
Marek, patrząc wymownie na chłopaka i wzrokiem wskazując moją sąsiadkę. Chłopak
znowu się zaśmiał, leciutko zaczerwienił, ale nie podjął tematu, co trochę
rozczarowało pana Marka. Odczekał jeszcze parę sekund, wzruszył ramionami, po
czym ponownie zwrócił do chłopaka:
- Jak się
nzwasz? – pisownia fonetyczna, żadna tam literówka.
- Wojtek –
powiedział młody z uśmiechem, ale bez kontaktu wzrokowego (generalnie w takich
sytuacjach wszyscy patrzą wszędzie, tylko nie tam, gdzie dzieje się coś
interesującego, co w rzeczywistości ci sami wszyscy obserwują).
- Suchaj, no, Wojtek – kontynuował pan Marek –
poratowałbyś mie, co? Papieroskiem?... – i tu żałośnie spojrzał na chłopaczka. Pan Marek zrobił przy tym minę rozżalonego
dwulatka, z wysunięciem dolnej wargi i małą smutną podkówką. Szacun, bo niełatwe
w tym stanie i przy tym PESELu.
- Hehe,
jasne… - odpowiedział Wojtek i wygrzebał nie jednego, a dwa papieroski dla pana
Marka.
- Porządny
chop z ciebie, Wojtek – pan Marek poklepał go po ramieniu, a w rzeczywistości
po oparciu siedzenia, i nieporadnie schował obydwa papieroski do kieszonki
swojej marynarki.
- Wojtek,
cho no, coś ci powiem – pan Marek konspiracyjnie nachylił się do Wojtka, który
kurtuazyjnie nadstawił ucha. Potem odbyły się jakieś szepty, chichy, z których
nie zrozumiałam nic, poza okazjonalnym „rozumiesz?”, „wiesz, o co chodzi?”.
Wojtek wyglądał na ubawionego. To by pewnie trwało niestosownie długo, ale
zadzwonił telefon pana Marka.
- No, cześć
Terenia!... Jadę sobie! – potem krótka wypowiedź dzwoniącego i odpowiedź
naszego bohatera – Jak to z kim? Z Wojtkiem jadę!... No... normalnym... Wojtkiem! - tu mrugnął porozumiewawczo do Wojtka - … Rysiek? Ja nie wiem,
gdzie Rysiek. Wysiadł gdzieś…. Co?... Zaraz będę… Nie. Nie, lepiej zadzwoń za 5
minut. Albo nie, za 10! No, cześć! Cześć Terenia!
Pan Marek za
chwilę wysiadł. Pozostawił po sobie trochę weselszych pasażerów, patrzących na
siebie i świat trochę cieplej, z których niektórzy będą długo pamiętać, że
podchmielonym można być na wiele sposobów, również na sposób pozytywny.
Komentarze
Prześlij komentarz