Sprawa raz odłożona dalej odkłada się sama
Poranna euforia No i stało się. Opuściłam jeden dzień nauki hiszpańskiego. A zaczęło się tak niewinnie! Najpierw zamiast słuchać lekcji hiszpańskiego w aucie włączyłam sobie mózgotrzepa – jakieś chamskie dicho. Piątek był, słoneczko za oknem, powietrze jednak wciąż rześkie (5 stopni było rano), ludzie jakby bardziej uśmiechnięci – jak to w pierwszy wiosenny piątek! Zwyciężył zew pierwotnej natury i poleciały gorące, ciężkie rytmy. Byłby i zimny łokieć, ale przy wspomnianych 5 stopniach skończyłoby się chyba martwicą. W pracy – jak to w pracy – pracowałam. Zaskoczeni? Popołudniowa hipereuforia Przy powrocie całkowicie puściły mi szelki. Proszę sobie przy wyżej opisanym cudnym poranku zmienić temperaturę na 16 stopni. No więc: jadę do domciu, tydzień ładnie zamknięty, wszystko to, co zaplanowałam – wykonane, w mieście korki umiarkowane (hurraoptymistycznie uznałam je za pomijalne), za oknem JASNO, słońce, 16 stopni, WIOSNA, wieczór zaplanowany - muza musi być, bo ciało wesoło ...